obstawiony. Ktoś sypnął. Paskudnie wpadła, z dowodami na blachę.<br>Szczęsny stał, podawszy się ku niemu stężałą twarzą. Poczuł nagle pod ręką, że mała się poruszyła. Spojrzał na nią. Oczy miała pełne łez ze współczucia czy też z bólu, bo - tu się dopiero ocknął - bo jej ramię palcami zupełnie zakleszczył.<br>- Nie wolno - uspokajała go - Szczęsny, nie wolno... Uśmiechnął się cierpko do tej mordki zapłakanej, zrozpaczonej, chciał obetrzeć, ale nie było czym, więc tylko poklepał po plecach.<br>- No już... Nie mamy o czym mówić. Idź lepiej do domu. Brońcia odwróciła się, tuląc głowę w ramiona, ale Szczęsny, przypomniawszy sobie, co miał jej powiedzieć