znów ofiarą i móc głośno ogłaszać swoją samotność.<br>Stałem na progu biblioteki, która wydawała mi się jeszcze mniejsza, niż była w istocie, miałem wrażenie, że oglądam ją z bardzo daleka, że muszę przebyć długą drogę, żeby do niej dotrzeć, podczas gdy ona ciągle się oddala, pogłębia dystans, wielkie regały z woluminami stają się zbiorami punktów, które dążą do jakiegoś celu, zbiegu wszystkich prostych, tam gdzie się kończy horyzont. <br>Jeszcze tego samego dnia spakowałem się i pojechałem na dworzec. Nie miałem kogo powiadomić o wyjeździe, telegramy nie docierały już do mojego świata, automat w telefonie informował, że nie może zrealizować takiego połączenia