w pałąk. Ale świeżych desek nikt nie dostarczył i o nowych kładkach trudno było marzyć. Od ciężaru najmocniej dokuczały palce, zaciśnięte na rękojeściach nosiłek, po robocie ledwie dawały się rozprostować. Zresztą po całym dniu dźwigania czuło się wszystkie mięśnie i gnaty. Poganiał brygadzista, poganiali murarze, przeważnie Niemcy nadwołżańscy, którzy zdążyli wprawić się w tym fachu, choć parało się murarką też kilka kobiet, swarliwych i nieużytych, zajadle starających się prześcignąć mężczyzn w śmiganiu kielnią. Klęły źle wypalaną cegłę, gdyż łatwo się kruszyła. Gęsto było od jobów i takich maci. Zaprawę do pudła nosiłek nakładała pokaźną szuflą Tatiana, chociaż krzepka, stękająca z utrudzenia