zapowiadano, całe więc szczęście, że nie skusiła nas dłuższa włóczęga po mieście, gdzie tyle zabytków sięgających odległej przeszłości, weszliśmy jeszcze tylko do czajchany, usiedliśmy po turecku na pięknych dywanach i piliśmy gorącą herbatę, i nagle w pół łyku zerwaliśmy się na równe nogi: kobierzec pod nami ruszał się, i nie wprawiło go w ruch trzęsienie ziemi, ale setki, tysiące karaluchów, tarakanów, jak je tu nazywano z rosyjska, i nie dopiwszy aromatycznego napoju ze starodawnych porcelanowych filiżanek, wybiegliśmy na dwór,<br>a w przedziale daremnie czekaliśmy na naszych towarzyszy podróży: pociąg rusza, ich nie ma, dowiedzieliśmy się, że wszystkich uwięziono - stanowili jedną z