oliwione zawiasy, jakby mu już celę otwierali, a ochrona nic nie mogła wykapować. Dopiero jak sam przestał grać, podchodzi do okna, patrzy, a na rogu jakiś facet kręci się na wszystkie strony, jakby miał z tyłu śmigło. On mówi kolesiom z ochrony: "Uważajcie, jak stanie nieruchomo, zawołajcie na mnie" -i wraca do aparatu. Dał dwa sygnały, a tu wołają: "Stoi!" - Musiał mieć, bracie, antenę kierunkową wszytą w ramiona płaszcza. Jak radiotelegrafista przestał grać, szkop myślał, że zgubił falę, i szukał, dlatego się tak wiercił, jakby go pchły cięły...<br>- Trzymaj dłuto! - rozkazywał w chwilę potem przy sprawdzaniu, czy skrytka pomieści na dzień