dwa wyciągnięcia ręki, pistoletem zamachowca schowanym gdzieś w bagażu pod fotelami - jechał ku nieznanemu i jedyne, co mu pozostawało, to jałowe, bezsłowne rozmowy z szyderczo uśmiechniętym Lucyferem. Wywołał wizualizację menadżera wszczepki, bo chciał zdobyć jakieś pobieżne interpretacje prawne sytuacji, w jakiej się znalazł. Miał przecież w pamięci chyba całe ustawodawstwo wraz z toną precedensów. <br><gap reason="sampling"><br><br>- To ty ich usprawiedliwiasz! Ja Marii <hi>nie-na-wi-dzę</>! <br>Prawda - nienawiść w nim zabuzowała, podnosząc andrenalinę, napinając mięśnie. Wysiłkiem woli powstrzymał odruchy wściekłości. <br>- Cicho - syknął - nie krzycz. <br>- Ambiwalencja uczuć, cholera by cię. <br>- Broniłaś jej, może nie? <br>Widać musiała odwrócić głowę, nie czuł już ognia jej oddechu