dzień. Jeden z tych dni listopadowych, który w sercach wszystkich, zdeklarowanego nawet neurastenika, budzi zwierzęcą chęć życia, patrzenia na wszystko, co życie daje, chęć posiadania. Masy słońca wypełniły pokój, wspaniale oświetliły go, rozszerzyły jakby. Otworzono okna. Teodozja to zrobiła, zdjęto kwiaty, połączono niejako pokój ze światem, słońcem, powietrzem. Na ulicach wrzało życie, pracowite życie wielu ludzi, którym natura dała po długiej przerwie nieco prawdziwej, wiosennej pogody. <page nr=274> Gwar rozlewał się w jedno basowe brzęczenie i wpadał do pokoju niby ćwierkot sejmikujących wróbli. Tylko żywotność miała w tym dniu sens. Tak więc pamięć o Bednarczyku była tu czymś niestosownym.<br>I w alkowie było