trzema sercami. Słup czarny z rodu Papebrocków dźgnął rumaka ostrogami.<br>- Brać ich! W łyka hultajów!<br> <br>Szli za końmi, ciągnieni na powrozach łączących ich skrępowane nadgarstki z łękami siodeł. Szli, a niekiedy biegli, bo jeźdźcy nie żałowali ani wierzchowców, ani jeńców. Jaskier dwukrotnie wywalił się i kilka chwil jechał na brzuchu, wrzeszcząc, aż litość brała. Stawiano go na nogi, mało litościwie ponaglając drzewcem oszczepu. I gnano dalej. Kurz łzawił i oślepiał oczy, dusił i wiercił w nosie. Pragnienie paliło gardła. <br>Jedno było pocieszające - droga, którą ich gnano, wiodła na południe. Geralt podróżował oto nareszcie we właściwym kierunku, i to wcale szybko. Nie