tam mu dał dziesięć złotych. - A gdybyś potrzebował, to przyjdź do mnie do budy. Głupstwo, może kiedyś będę potrzebował, a ty będziesz na posadzie. No, dobranoc.<br>Zostawszy sam, Roman poczuł się nieswojo. Głuchy, zastygły ból w piersiach zaczął topnieć, rozlewać się i chlupotać - Roman zwolnił kroku, mięśnie mu zwiotczały, oddech wskutek wzmagającego się wzruszenia stał się nierówny. Do domu nie chciał jeszcze iść, do restauracji również, bo nie był głodny, do kina za późno. Chyba do baru "Pod Winogrona" chociaż to jeszcze za wcześnie, by zastać tam kolegów z "Pacyfiku". Jednakowoż znalazłszy się w pobliżu baru zdecydowanym krokiem wszedł do środka