wpadł przejęcie,<br>już w to, co mówi, wierzy święcie;<br>na plagę narodowych przywar<br>gromami rzuca, pomsty wzywa,<br>już nad nieszczęsną biada Polską,<br>co znowu staje się warcholską<br>i niczym istny pcimski Katon<br>ostro rozprawia się z prywatą.<br>Straszny ogarnia go słowotok,<br>z ust płynie mu wezbrany potok;<br>zaklina, drwi, sumieniem wstrząsa,<br>aż pysk mu cały stanął w pąsach.<br><br>Kiedy tak Szmaciak grzmi w ferworze,<br>Deptała gębę wciąż rozdziawia,<br>bo nijak pojąć on nie może,<br>o czym sekretarz tak rozprawia.<br>Gdy tylko Szmaciak głośniej ryknie,<br>to on się kuli przed tym rykiem<br>i myśli sobie, że pewnikiem<br>nic stąd dobrego nie wyniknie