Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
i przywarłem ustami do jej warg. Nie broniła się, nie stawiała oporu, ale nie oddawała mi pocałunków. Miała wargi chłodne i bezwładne, jak gdyby nieżywe. Nagle poczułem na dłoni ciepłą kroplę. Myśl o tym, że Kazia płacze, otrzeźwiła mnie. Zerwałem się i zapaliłem świecę. To, co zobaczyłem, zrobiło na mnie wstrząsające wrażerue. Uroiłem sobie, że pomiędzy mną i Kazią powstała więź wzajemnych uczuć, wzajemnych pragnień. A tymczasem Kazia leżała z wyrazem rozpaczy na twarzy, z oczu jej niepowstrzymanym strumieniem spływały łzy. Poduszka była mokra. Wolałbym, żeby Kazia gniewała się, krzyczała, szamotała się ze mną. Wszystko byłoby lepsze niż ten milczący, niemy
i przywarłem ustami do jej warg. Nie broniła się, nie stawiała oporu, ale nie oddawała mi pocałunków. Miała wargi chłodne i bezwładne, jak gdyby nieżywe. Nagle poczułem na dłoni ciepłą kroplę. Myśl o tym, że Kazia płacze, otrzeźwiła mnie. Zerwałem się i zapaliłem świecę. To, co zobaczyłem, zrobiło na mnie wstrząsające wrażerue. Uroiłem sobie, że pomiędzy mną i Kazią powstała więź wzajemnych uczuć, wzajemnych pragnień. A tymczasem Kazia leżała z wyrazem rozpaczy na twarzy, z oczu jej niepowstrzymanym strumieniem spływały łzy. Poduszka była mokra. Wolałbym, żeby Kazia gniewała się, krzyczała, szamotała się ze mną. Wszystko byłoby lepsze niż ten milczący, niemy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego