i powieściowej scenerii czytywaliśmy razem Krzyżaków, a później ja byłam Danuśką, a on Zbyszkiem, bo przecież nie mogło być inaczej. Była brama, choć oczywiście nie ta, pod którą stał Jurand, ale od czego jest wyobraźnia Muszę powiedzieć, że byłam strasznie niedorozwiniętą w pewnych dziedzinach osobą, nieuświadomioną i bardzo przy tym wstydliwą. W swej naiwności nie wiedziałam, skąd się biorą dzieci - autentycznie wierzyłam, że to sprawka bociana. I byłam z tym szczęśliwa. Nie całowałam się, broń Boże, z tym Tadkiem. Po nabożeństwach majowych, spotkaniach kościelnych czy szkolnych odprowadzał mnie do domu ciotki. Opowiadał o sporcie, a ja o gwiazdach filmowych, których zdjęcia