którymi przejmująco chrypiały lśniące mosiężne trąby orkiestry na grzbietach siwych koni. Już dawno przestali kwaterować u nas oficerowie w drodze na front, lub z niego wracający. Już dawno ucichł daleki pomruk dział od strony Radzymina, w który wsłuchiwaliśmy się w nastroju modlitewnej grozy. Mama modliła sie na głos przy ich wtórze owego decydującego sierpniowego dnia roku 1920 - a oni wciąż jeszcze umierali, choć już nie na polu bitwy, na szpitalnych łóżkach. Umierali za Polskę, Europę, za nas, za moje szczęśliwe dzieciństwo. Z tego wszystkiego, czteroletni skrzat, nie zdawałem sobie oczywiście sprawy, pasjonowała mnie jedynie widowiskowa strona ostatniej drogi bohaterów, którzy sunęli