obrażona, ale po chwili wróciła i przyniosła mi lukrowany różowy piernik:<br><br>- Masz, pranik dla ciebie... Na drogę...<br><br>Mówiąc to przytuliła mnie do siebie z macierzyńską tkliwością.<br><br>Zapachniało od niej mydłem i świeżo wypraną bielizną.<br><br>Potem powiedziała "dobranoc" i zdmuchnęła lampę.<br><br><tit> 15. STYCZNIOWA NIEDZIELA</><br><br>W Petersburgu zatrzymaliśmy się u brata matki, wuja Bronisława, który mieszkał przy Drugiej Rocie. Był to stary kawaler, nieco zdziwaczały. Zajmował się konserwacją fortepianów, uchodził za dobrego stroiciela, toteż całe mieszkanie miał zastawione instrumentami. Tu i ówdzie, pod ścianami i na podłodze, piętrzyły się czarne blaty, pedały, zwoje strun oraz różne bańki i butle, a w powietrzu unosił