mogłem się z początku przyzwyczaić do tego miasta i często<br>odwiedzałem dziadków, wujków, wujenki, tym bardziej że było do nich<br>siedem kilometrów za szosą, a chociaż szosa, poszczerbiona przez<br>pociski, bomby, czołgi, nie zapewniała zbyt wielkiej wygody nogom,<br>niosło mnie do nich zwykle jak na skrzydłach, i przy którychś<br>odwiedzinach wujek Stefan, wymieniając tego, tamtego ze wsi, kto<br>zginął, jakby mimochodem powiedział, o, i Fredek Guz. Leżał na ich polu<br>niewypał bomby, tak że ani zaorać, ani zasiać. A nawet wkoło na innych<br>polach przez ten niewypał nikt nie orał, nie siał. Inna sprawa, że<br>wielki był jak zdechła krowa. I