brzegowi łóżka. Śniła mu się Ziemia, śniło mu się, że spogląda na nią z lotu ptaka próżni. Ale nie był to zwyczajny sen o lataniu, choć wciąż pamiętał jego nieważkość. Śniło mu się, jak wyciąga rękę i dotyka planety, i wówczas glob, unurzany w boleśnie jaskrawych błękitach, bielach i żółciach, wybucha mu w twarz. Taki miał sen. <br>Zdziwiło go natężenie światła wpadającego zza okien do wnętrza sypialni, tym bardziej, gdy przypomniał sobie o Necropolis. Spojrzał na timer OVR: południe. Czyżby znowu coś namieszał w ustawieniach wszczepki? Czemu Lucyfer go nie obudził? Ile to telefonów już czeka na niego...? Zakląłby, gdyby było