z duszą, niby ołów,<br>Ciężką, chociaż pozbytą życia nędz i lichot,<br>Na ławie marmurowej wysmukły Don Kichot<br>Siedzi, dumając nad tym, że dumać nie warto, <br>I pośmiertnym spojrzeniem, co nie sięga dalej,<br>Niźli dłoń rozmodlona, obrzuca głąb alej,<br>Gdzie ślad życia na piasku starannie zatarto.<br><br>Bóg darmo dłoń ku niemu wyciąga z pobliża,<br>Ażeby go powołać na wspólne biesiady<br>We mgle, którą anioły, czyniąc znaki krzyża,<br>Rozpraszają dla gościa. Gość niezłomnie blady<br>Usuwa się i stroni i w pozgonnej ciszy<br>Udaje, że nie widzi nic i nic nie słyszy.<br><br>Niegdyś skrzydła wiatraków, sen posłuszny wiośnie,<br>Złocił mu w groźne miecze rycerskich