Typ tekstu: Książka
Autor: Konwicki Tadeusz
Tytuł: Dziura w niebie
Rok wydania: 1995
Rok powstania: 1959
uderzył właśnie dzwon. Państwo Dobrzynkiewiczowie, którzy wstępowali już w ciemną nawę, zatrzymali się na progu kościelnym. Pan Dobrzynkiewicz na powrót rozpiął czarny parasol. Spiesznym kłusem ruszyli ku furze, wlokąc Zenusia, który nie mógł nadążyć.
- No, oczywiście - rzekła pani Dobrzynkiewiczowa.
- Można się było tego spodziewać.
- Mamo, on zupełnie blady...
- Patrz, synu, wyciągaj wnioski - powiedział pan Dobrzynkiewicz i strząsnął wodę z parasola.
- Rozumiem przecież wszystko doskonale - odparł syn.
- Jemu zawsze było mało, nie znał swojej miary i swego miejsca. Oto właśnie trafnie rzecz sformułowałem. Przypomnij mi mamo, żebym to wieczorem zapisał. Boże, ktoś mnie szczypie? Tu Zenuś krzyknął cieniutko i podskoczył gwałtownie, rozpryskując błoto
uderzył właśnie dzwon. Państwo Dobrzynkiewiczowie, którzy wstępowali już w ciemną nawę, zatrzymali się na progu kościelnym. Pan Dobrzynkiewicz na powrót rozpiął czarny parasol. Spiesznym kłusem ruszyli ku furze, wlokąc Zenusia, który nie mógł nadążyć.<br>- No, oczywiście - rzekła pani Dobrzynkiewiczowa. <br>- Można się było tego spodziewać.<br>- Mamo, on zupełnie blady...<br>- Patrz, synu, wyciągaj wnioski - powiedział pan Dobrzynkiewicz i strząsnął wodę z parasola.<br>- Rozumiem przecież wszystko doskonale - odparł syn. <br>- Jemu zawsze było mało, nie znał swojej miary i swego miejsca. Oto właśnie trafnie rzecz sformułowałem. Przypomnij mi mamo, żebym to wieczorem zapisał. Boże, ktoś mnie szczypie? Tu Zenuś krzyknął cieniutko i podskoczył gwałtownie, rozpryskując błoto
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego