mu zelżała, oczy wypłynęły z głębokości, a ręce gdzieś opadły,<br>niknęły z moich dłoni, z grabi. Dałem mu więc te grabie, prawie w ręce<br>mu włożyłem, ale odsunął je, powlókł się na miedzę i tam usiadł.<br> Poszedłem za nim. Stanąłem o krok od jego przygarbionej postaci.<br>Czułem się tak samo wyczerpany jak i on. Oparłem się o grabie i stałem,<br>sam nie wiedząc, czy na coś czekam, czy wszystko już mi obojętne. Nie<br>czekałem nawet na to, że się z miedzy podniesie i do domu pójdziemy<br>razem. Po prostu stałem niedaleko niego. A kiedy odsapnął trochę, rzekł<br>bez złości i bez