Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Dzień dobry
Nr: 04.07
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1931
się pochlubić jak najfatalniejszem szczęściem! Raz tylko jeden wygrałem na dobroczynnej loterji i wówczas...
Dyrektor Gawęcki machnął ręką.
- I wówczas? - podchwyciłem.
Szef mój sięgnął po cygaro i rozparł się wygodnie na fotelu.
- To długa historja - rzekł do mnie.- Opowiem ją jednak panu, by dać mu przykład, co się dzieje, gdy wygrywa pechowiec.
Było to przed dziesięciu laty! Nie marzyłem nawet wtedy, że stanę na czele banku i byłem skromnym prokurentem stołecznego oddziału tej instytucji. Liczyłem sobie wówczas zaledwie trzydziestkę. Skusiła mnie jakaś piękniutka koleżanka na kupno jednego losu na jakiś cel dobroczynny! I proszę sobie wyobrazić - wygrałem. I to, co wygrałem
się pochlubić jak najfatalniejszem szczęściem! Raz tylko jeden wygrałem na dobroczynnej loterji i wówczas...<br>Dyrektor Gawęcki machnął ręką.<br>- I wówczas? - podchwyciłem.<br>Szef mój sięgnął po cygaro i rozparł się wygodnie na fotelu.<br>- To długa historja - rzekł do mnie.- Opowiem ją jednak panu, by dać mu przykład, co się dzieje, gdy wygrywa pechowiec.<br>Było to przed dziesięciu laty! Nie marzyłem nawet wtedy, że stanę na czele banku i byłem skromnym prokurentem stołecznego oddziału tej instytucji. Liczyłem sobie wówczas zaledwie trzydziestkę. Skusiła mnie jakaś piękniutka koleżanka na kupno jednego losu na jakiś cel dobroczynny! I proszę sobie wyobrazić - wygrałem. I to, co wygrałem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego