świecące ogniwo. Po mniej więcej trzech godzinach tuptania miałam już dosyć. Wydawało mi się, że to kres moich możliwości. Żałowałam, że przed wyruszeniem na wyprawę nie spisałam testamentu, tak jak druga kobieta na szczycie Henriette d Angeville zwana narzeczoną Mont Blanc i z żalem myślałam, że moje doznania w tym wymarzonym miejscu, podobne będą do wrażeń pierwszej kobiety na Mont Blanc - Marie Paradis, która ledwo, z dużą pomocą przewodników, weszła na szczyt, na którym pozostawała dosyć krótko, bo wszystko co widziała, to białe i czarne plamy wirujące przed jej oczami. Na szczęście mroki nocy zaczęły powoli ustępować, a na przełęczy pod