za swoje... Później prawdziwie zbudowany byłem twoją macierzyńską sumiennością. Tak - ożywił się, podniósł głos - każdemu do oczu stanę i zaświadczę, że to dziecko, do którego serca nie miałaś, wychowałaś staranniej niż niejedna najtkliwsza matka. Ale, Elciu, dla mnie to dziecko jest czymś więcej niż dla ciebie... Ja sobie tę córkę wymarzyłem, ona bardziej do mnie podobna niż chłopcy, to samo jej się podoba co mnie. Ona milczy, ja milczę, a rozumiemy się dobrze. Elciu - zarwał głębokim piersiowym basem - Elciu, zostaw ty Martę, nie zabieraj mi jej, nie zabieraj... <br>Twarz Róży oblała łuna. Róża porwała się z miejsca, bynajmniej nie przekonana. <br>- Tak