gdzieś tam jeszcze płyną za nami te skamlące kajaki. Gdyby nie<br>miasto, które szło razem ze wzgórzem wzdłuż brzegu, rozświetlając rzekę<br>jaskrawymi promieniami, odbijającymi się od jego murów, dachów,<br>iglastych wież kościołów, znaleźlibyśmy się w zupełnej pustce, bo i za<br>nami, i przed nami tylko rzeka pluszczyła, a z boków wymierzały nam tę<br>pustkę jej gęste, zielone brzegi.<br> Wiosło jakby samo, z własnej woli, zelżało mi w rękach i ledwo<br>muskało po powierzchni wody, co jednak wystarczyło, aby bieg rzeki nie<br>znosił kajaka. Siedziałem za plecami Anny, a ona z pełną ufności<br>twarzą, wystawioną ku słońcu, być może nawet nie myślała