znalazłem się w leśnym obozie Kamajor, w którym miałem podjąć "pracę", okazało się, że są drobne zmiany. Przedstawiciele armii rządowej w ogóle się nie pojawiają, nie ma ani geologów, ani farmerów. Ale jest zawierucha. Spanikowane tłumy przemieszczają się po drogach Sierra Leone we wszystkich możliwych kierunkach. Z chaotycznych relacji świadków wynika, że coś w rodzaju wojska zajmuje właśnie stolicę kraju, Freetown. Wcześniej przegoniło armię i obaliło rząd, a teraz morduje tam każdego, kto się napatoczy. Wskakuję do pierwszej ciężarówki jadącej w stronę Freetown z postanowieniem odnalezienia tam choćby śladów swoich niedoszłych pracodawców. Wyglądam spod plandeki, żeby zobaczyć, co się dzieje. Mijamy