z dzieciństwem ostatecznie utraciłem. Moje cierpienie polegało na tym, że nie mogłem nieustannie być w centrum zainteresowania, kiedy przestawano poświęcać mi uwagę, rzucałem się w wir jakiejś nowej pasji tylko po to, żeby odzyskać utraconą pozycję, i w ten sposób, nie dając ani chwili wytchnienia tym, którzy musieli mnie podziwiać, wypalałem w nich od razu wszystko. I kiedy odchodzili wypaleni, całkiem już oczyszczeni, natychmiast rodziła się we mnie podejrzliwość, a później złość, że nikt mnie nie rozumie, że jestem absolutnie sam. Ta złość przeradzała się w poczucie winy, później w strach, że jestem nikim. <br>Za jednym zamachem traciłem wszystko, zamiast może