pachami, ale również włosów łonowych. Choć czuła się tak, jakby głowę wypełniały jej kłęby waty, przez które myśli przedzierają się z najwyższym trudem, powoli zaczęła odtwarzać w pamięci ubiegły wieczór. Wszystko było dobrze, dopóki po sytym posiłku, do którego pili wyłącznie piwo, Mahmud nie zaproponował jej - w imię równouprawnienia płci - wypalenia wspólnej sziszy, czyli nargili. Kłopot w tym, że palili nie tytoń, lecz haszysz.<br>Od szklanej fajki wypełnionej różaną wodą odchodziły dwie rurki zakończone bursztynowymi ustnikami; każde z nich miało własną rurkę oraz własny ustnik, i mogli albo ciągnąć dym na zmianę, albo równocześnie, wprawiając płyn w zbiorniczku w głośne bulgotanie