był już dyrektorem cukrowni, a kiedy po siedmiu latach nadeszła kolej na mnie, od przeszło roku już toczyła się wojna, a Warszawa, do której przenieśli się rodzice z Ostrowitego, była już pod okupacją niemiecką. Kiedy dałem pierwszą zapowiedź mojego nadejścia, przerywając mamie okresy, potraktowany zostałem jako nieproszony gość, któremu należy wyperswadować wizytę. Wiadomo - była wojna, zaczynały się trudności aprowizacyjne i domowy personel pomocniczy zredukowany został do jednej (!) służącej. Po wyczerpaniu jednak przez mamę tak drastycznych prób przerwania ciąży jak: 1) podskoki i 2) stawianie sobie na brzuchu gorącego (ale nie tak, żeby parzył) garnka, rodzice dali za wygraną. Moje pojawienie się