szlifowała swój głęboki, matowy mezzosopran, a ja w ostatnim, północnym pokoju dokonywałem obowiązkowego remontu. Ojciec stawał przed każdym z nas z nadzieją, że zrozumiemy te niedwuznaczne i nieśmiałe oniryczne aluzje. Najdłużej stał nad matką, jakby oczekiwał wydzielanego mu codziennie kieliszeszeczka koniaku lub tabliczki czekolady. Matkę takie zachowanie ojca zawsze niecierpliwiło, wyprowadzało z równowagi, reagowała wówczas zgryźliwie, choć ojciec o nic jej nie prosił: Najadłeś się, a teraz spać, co?<br>Wtedy nagle znikał. Jakby wypowiedzenie tej kwestii, której się w gruncie rzeczy spodziewał i potulnie oczekiwał, było tajnym zaklęciem, przywracającym go materii. Niby słyszeliśmy, że wkłada buty i przechadza się głośno po przedpokoju, marząc