Typ tekstu: Książka
Autor: Krawczyk Piotr
Tytuł: Plamka światła
Rok: 1997
kłują, muszą kłuć,
przecież to sosna. O, jak ładnie pachnie żywicą.
Przeniosła się obok. Na łąkę. Łąkę, którą porastała soczysta, zielona
trawa. Tam pasły się owce. Na czele stada stał wielki baran z
odstającymi, zakręconymi rogami. Oglądał się za siebie. Patrzył na
swoje podopieczne.

Po jakimś czasie, już wreszcie całkiem wyraźnie, usłyszała wokół
siebie ciche pobekiwania owieczek i szczekanie biegającego koło nich
owczarka, bielutkiego jak śnieg.

- No trudno, przyjdźcie później, skoro się nie da inaczej. Ale nie
później niż o piątej, dobrze? Ja was też pozdrawiam i do zobaczenia.
Marzena odłożyła słuchawkę.
- Mamo, kto to był?
- To była mama Henia.
- No
kłują, muszą kłuć,<br>przecież to sosna. O, jak ładnie pachnie żywicą.<br> Przeniosła się obok. Na łąkę. Łąkę, którą porastała soczysta, zielona<br>trawa. Tam pasły się owce. Na czele stada stał wielki baran z<br>odstającymi, zakręconymi rogami. Oglądał się za siebie. Patrzył na<br>swoje podopieczne.<br><br> Po jakimś czasie, już wreszcie całkiem wyraźnie, usłyszała wokół<br>siebie ciche pobekiwania owieczek i szczekanie biegającego koło nich<br>owczarka, bielutkiego jak śnieg.<br><br> - No trudno, przyjdźcie później, skoro się nie da inaczej. Ale nie<br>później niż o piątej, dobrze? Ja was też pozdrawiam i do zobaczenia.<br> Marzena odłożyła słuchawkę.<br> - Mamo, kto to był?<br> - To była mama Henia.<br> - No
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego