uniemożliwiała, łapała Teutonka swą ofiarę z połę płaszcza, czy marynarki i wyciągała z tramwaju. Po czym, jeżeli jakiś żandarm się nawinął, w jego ręce oddawała winowajcę. Tramwaj ruszał dalej, a ona w nim nadal wymyślała swym szczekającym głosem wszystkim, których wyrzucić nie mogła. Trwało to aż do przystanku, na którym wysiadała, chyba na Nowym świecie. Większość pasażerów znała ją dobrze, więc zaciskali zęby i zachowywali pozory obojętności, oddając się jedynie w myślach marzeniom o "dniu zapłaty". Moja znajoma nieznajoma jednak przeżywała Niemkę najwidoczniej po raz pierwszy (snać nie nawykła zażywać tramwaju o tak wczesnej porze), a że stała bardzo blisko szkopskiego