domkami z ogródkami wzgórza i pomnik Hindenburga (a może wieża ciśnień?). Przedwieczorne słońce, O Johnny..., Klaus na schodkach, zapach i gra deck-boyów. I wszystkie rozgrywki z ludźmi i ze sobą samym, i Suzanne, i Mac, i Vilbert, i Roullot, i nawet Janka, wszystko zamarło, zamilkło jako sztuczny i nienaturalny wytwór życia wtłoczonego gwałtem w gmach szkolny zamieniony w obóz dla internowanych, gdzie zdarzenia, rozgrywki i ludzie znaleźli się poza wszelką ciągłością, a tylko tu, ścieśnieni i zminimalizowani, znajdują swój początek i koniec, blade i wątłe odbicia, dalekie i fałszowane reminiscencją ról odgrywanych na wielkiej scenie życia prawdziwego. I cóż z