gdzie przebiegała linia frontu, nie widać było nic. Ani jednego światełka, żadnych sylwetek ludzi czy pojazdów. Nie dochodził żaden dźwięk. Mieszkańcy uciekali stamtąd początkowo niechętnie, z żalem. Potem nikt już tam nie zaglądał. Nikt nie próbował wracać, odbierać wojnie tego, co zagrabiła. Wojennych zdobyczy strzegły pomazane krwawą farbą kamienie, fetysze wytyczające granice ciągnących się całymi kilometrami minowych pól śmierci. Przy wejściu do tych labiryntów trzymali straż mudżahedini. Nocami palili ogniska, żeby się rozgrzać i rozproszyć ciemności.<br>Zdarzali się jednak śmiałkowie, desperaci i banici, dla których minowe pola stały się naturalnym środowiskiem. Nikt ich tu nie tropił, nie ścigał, nie prześladował. Wystarczyło