ćwierćwieczu XX stulecia stać się domeną takich samych zawodowych menadżerów, co wcześniej kampanie wyborcze. W latach zerowych owa kasta waszyngtońskich neoyuppies, zarabiających megadolary za uzyskiwanie dla hojnych zleceniodawców określonych efektów politycznych, skostniała cichymi precedensami w oficjalne struktury, precyzyjnie dookreślone prawem i obyczajem. Hunt, Bronstein, Oiol, wszyscy oni się przecież stamtąd wywodzili. <br>Lecz Bronstein bynajmniej nie musiał znajdować się w Waszyngtonie. Hunt oczywiście dysponował zakodowanym numerem jego telefonu, lecz najwyraźniej dzikus podał Zespołowi numer niskopriorytetowy, bo Nicholas wciąż odbijał się od wściekle uprzejmego programu sekretaryjnego. Nigdy dotąd nie dzwonił do Bronsteina - ostatnia rzecz, jakiej pragnął, to ściągać na siebie dodatkową uwagę zwierzchników