wpatrywał się w fotografię. Któż, jak nie ona, Frania, mógłby odczuć do samego dna okropność tego, co się dziś stało na "Anzelmie"? Tyle razy uderzały w nią nieszczęścia, serce zamierało z lęku, kościste palce niedoli chwytały za gardło - ale to bywało zawsze z ręki wroga, z twardych praw walki przeciw wyzyskiwaczom, pod panowaniem reakcji, faszyzmu i wojny. A teraz - swoi ludzie, Franiu ! Robotnicy, towarzysze ! Na "Anzelmie", Franiu ! Na tym "Anzelmie", przy którym my przez tyle lat, od dzieciństwa, od młodziaków, oddychali dymem i sadzą, kwaśnymi gazami z hałd... na którym my się uczyli rozumieć świat, prowadzić walkę z przemocą...<br> Tak, tylko