żywe zainteresowanie, a wtedy tylko przejęło nas nabożną czcią. Wokół rynku biegły podcienie, w których znajdowały się liczne kramy. Pojechaliśmy do panien Mittmann, u których mieliśmy się zatrzymać. Wyładowano skrzynię z naszym prowiantem, a trzy stare damulki witały nas mnóstwem dygnięć. Oczywiście cieszyły się bardzo, że my też przyjechałyśmy, co wzbudza dzisiaj mój szczery podziw, przed świętami miały wszak w swoim magazynie mody połączonym z pasmanterią nawał pracy! W pokoju mieszkalnym wychodzącym na podwórko wyłuskano nas z okryć. Miałyśmy najpierw coś zjeść. Panna Elmira przyniosła już czekoladę, a dla cioteczki nawet butelkę wina, na co my, dzieci, znając dokładnie sposób życia