życia dawno już rozdzielił, zacierając pamięć przeżycia. Nie mogło być wątpliwości: to była muzyka, gra na fortepianie czy raczej pianinie, i wiedziałem, że gra Janka.<br>Niby ktoś, kto otrzymawszy niespodziewanie list adresowany nieznaną ręką przygląda mu się, obraca kopertę, patrzy pod światło, zamiast zaspokoić ciekawość odpieczętowaniem go natychmiast, wsłuchując się z dala w dźwięki, rozpierzchające się po korytarzu i zamazane odległością, usiłowałem rozpoznać je natychmiast na miejscu, zamiast iść do kaplicy, gdzie mogłem zaznajomić się z nimi bez trudu i przeszkód między uszami a pianinem. Przemknął jakiś pasaż dobrze znany. Wiem, to z koncertu Szopena. Zamilkł, za nim sypnęły się majestatyczne akordy