młyna.<br>Na progu, blady, rozczochrany mer, bez kołnierzyka, w narzuconej w pośpiechu marynarce i butach włożonych na bosą nogę, wydawał gorączkowe rozkazy. Pierwsza podwoda naładowana mąką odjeżdżała już w stronę przystani.<br>Nagle, rozpychając tłum, w oświetlonym kręgu drogi ukazał się zadyszany proboszcz w rozwianej sutannie.<br>- Czekaj pan! Czekaj pan - krzyczał z daleka proboszcz, wymachując rękoma. - Mam myśl!<br>Wer pobiegł na jego spotkanie. <br>*<br>Powolna wskazówka docierała już do trzeciej, gdy na zakręcie szosy ukazał się pierwszy wóz z garbem białych worków.<br>Towarzysz Laval otarł chustką pot z czoła i, rozweselony, wetknął zegarek do kieszeni.<br>Za pierwszą podwodą ukazała się druga, trzecia długi tren