pod oknem, skąd miałem widok na wielki park, po którym przechadzały się znudzone, wyliniałe pawie. Nadawanie kończyłem nierzadko pod schodami, dokąd drobnymi kroczkami uciekał teleks, jakby chciał wymknąć się niepostrzeżenie z hotelu i miasta.<br>Mudżahedini, którzy właśnie zajęli stolicę, nie bardzo chyba wiedzieli, do czego służył. Stary recepcjonista w garniturze z grubej wełny zapewne wiedział, ale obrażony na cały świat nie zamierzał dzielić się z nikim swoją wiedzą. Demonstracyjnie nie zauważał brodatych mudżahedinów, których jako najnowszych władców kraju obarczał winą za zmiany, jakie spowodowali w jego życiu, nie pytając go nawet o pozwolenie. Pogrążony we własnych myślach nikomu nie zamierzał ani pomagać