niemożności rozpoznania, kim jest, przekradła się do ogrodu Alicji przez inne posesje, po czym uciekła wcale nie do pojazdu, którym przybyła i przy którym człowiek pana Muldgaarda przytomnie czatował, tylko w zupełnie inną stronę. Niewyraźne dźwięki, dochodzące z tej innej strony, wskazywały na obecność drugiego samochodu, którym figura odjechała. Należało z tego wnosić, że miała wspólnika i obawiała się zasadzki. Złapany mercedes okazał się zwyczajnie ukradziony z parkingu na Andersen Boulevard, w pobliżu miejsca, gdzie sama kiedyś mieszkałam. Właściciel mercedesa spał błogim snem i nic nie wiedział o kradzieży, co zbadano na poczekaniu. Był poza podejrzeniami.<br>- Ja bardzo proszę - rzekł pan Muldgaard