i rozpamiętywania własnej głupoty, zaczął gorączkowo myśleć, układając fortele i plany ucieczki. <br>- Hoooo! - krzyknął ktoś z przodu. - Hoooo!<br>Zabłysła latarnia, wyławiając z mroku kanciaste kontury wozów i sylwetki jeźdźców. <br>- Jest - powiedział cicho Czirne. - Punktualnie! I tam, gdzie umówione. Lubię takich. Ale pozory potrafią mylić. Broń w pogotowiu. Panie Gaetani, zostańcie z tyłu i bądźcie czujni. Panie Nostitz, miejcie baczenie na krewniaka. Reszta za mną. Hoooo! Bywaj! <br>Latarnia z przeciwka zatańczyła w rytmie kroku konia. Zbliżało się trzech jeźdźców. Jeden pałubowaty w ciężkiej, obszernej, okrywającej zad wierzchowca szubie, w asyście dwóch kuszników, identycznych ze strzelcami Czirna - odzianych w łebki, żelazne kołnierze i brygantyny