mieszkanie już było jak podmuch sirocca: wzniecało niepokój, wróżyło odmiany. To, że ona gdzieś za ścianami patrzyła na bezbronne przedmioty, na uśpione dzieci, na ciepłe jeszcze ślady minionego dnia, stawiało Jadwigę na nogi. Wychylała głowę z sypialni i nasłuchiwała skrzepienia posadzki pod stopami teściowej, usiłując przypomnieć sobie, czy nie zaniedbała z wieczora któregoś z nakazanych przez nią porządków. Jakoż w ciągu dnia wychodziły na jaw skutki porannych <page nr=78> <orig>inspekcyj</>: w kurzu na desce fortepianu widniał zygzak, rozpruta koszulka dziecinna albo brudny ręcznik wisiały na honorowych miejscach, spleśniały kawał sera brylował pośrodku stołu. <br>Do śniadania Róża przychodziła starannie uczesana, ubrana całkowicie, w każdym swoim