bardziej jestem doceniany, zauważany, tym mocniej chcę, by mnie poniżano, degradowano. Ale jednocześnie uświadamiałem sobie, i była to istotna zmiana, że to tylko przyzwyczajenie, nie stan mojego ducha, nie coś, co jest mi przypisane od zawsze, jak imię, kolor oczu, barwa głosu. <br>Miłka unosiła się coraz wyżej, wydawało się, że za chwilę będzie lewitować, w takim lewitującym świętym stanie oderwie się od ziemi, moich ramion, kolan, z którymi jest spleciona, i zawiśnie tuż pod sufitem. Unosiła się coraz wyżej i coraz szybciej podsuwała ustami do moich ust czereśnie, już nie nadążałem z przegryzaniem, połykaniem, a jednocześnie całowaniem jej, krztusiłem się, pełen jej