na karku w opadający na plecy koński ogon. Mieszaną krew zdradzały oczy - duże, kształtu migdałów, zielonożółte jak u kota. <br>- Wyście więc zabili wiedźmina - powtórzył, uśmiechając się nieładnie. - Uprzedzając Homera Straggena, zwanego Słowikiem? Ciekawe, ciekawe. Jednym słowem, to wam mam zapłacić pięćdziesiąt florenów. Drugą ratę. Straggen dostał więc swoje pół setki za darmo. Bo chyba nie przypuszczacie, że wam odda.<br>- Jak ja się ze Słowikiem ułożę, to już moja rzecz - powiedziała Angouleme, siedząca na skrzyni i machająca nogami. - A umowa względem wiedźmina była o dzieło. I to myśmy tego dzieła dokonali. My, nie Słowik. Wiedźmin w ziemi. Jego kompani, wszyscy troje, w ziemi