zamącić atmosferę domu, wprowadzić irytację, "zmartwić tatusia", jednym słowem - przeszkodzić miłości. <br>Ten system, tak podświadomie upragniony przez Władysława, gniewał go i rozżalał jak każda wizja ziszczona. Patrząc na rajskie życie swoich dzieci, na te syte oczy, na wargi kapryśne, obrzmiałe od pocałunków, od śmiechu, na przymilne ruchy, na nieustanny korowód zabaw i łatwiutkich dobrych uczynków - z uniesieniem wspomniał własne dzieciństwo. Tran, gimnastyka, słone kąpiele, spacery, liczne nadprogramowe lekcje - dni pokratkowane w koszmarną szachownicę, a w sercu świdrujący niepokój. A za drzwiami salonu zaciekłe skrzypcowe pasaże, zrywy, trzepoty i omdlenia dźwięków. A nad senną głową gorąca twarz matki, a nad każdym dniem