Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
rózeg wobec całej klasy... Niestety, postępowe metody pedagogiczne zakazują stosowania kar cielesnych... Cóż pozostaje nam, którzy ponosimy odpowiedzialność za wychowanie tego rodzaju panów? Pozostaje nam tylko możność usunięcia ich ze szkoły... Panowie zabiorą natychmiast swoje tornistry i udadzą się do dyrektora... Na-tych-miast!

Zerwałem się z miejsca i zawołałem zachłystując się z oburzenia:

- Dlaczego? Ja o niczym nie wiedziałem!... Daję słowo honoru, że przypadkowo znalazłem się w szatni. Łobanow, powiedz, jak było!

Łobanbw powali wstał i wycedził pagardliwie:

- Tchórz... Zresztą... Niech będzie... Zbiłem Aleksandrowa, bo na to zasłużył... Sam go zbiłem...

Spakował książki, po czym wyszedł z klasy.

Aleksandrow przecząco kiwał
rózeg wobec całej klasy... Niestety, postępowe metody pedagogiczne zakazują stosowania kar cielesnych... Cóż pozostaje nam, którzy ponosimy odpowiedzialność za wychowanie tego rodzaju panów? Pozostaje nam tylko możność usunięcia ich ze szkoły... Panowie zabiorą natychmiast swoje tornistry i udadzą się do dyrektora... Na-tych-miast!<br><br>Zerwałem się z miejsca i zawołałem zachłystując się z oburzenia:<br><br>- Dlaczego? Ja o niczym nie wiedziałem!... Daję słowo honoru, że przypadkowo znalazłem się w szatni. Łobanow, powiedz, jak było!<br><br>Łobanbw powali wstał i wycedził pagardliwie:<br><br>- Tchórz... Zresztą... Niech będzie... Zbiłem Aleksandrowa, bo na to zasłużył... Sam go zbiłem...<br><br>Spakował książki, po czym wyszedł z klasy.<br><br>Aleksandrow przecząco kiwał
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego