przywarły do stopni wiodących ku warownym wejściom.<br>Otoczył ich tłum, pokrzykiwali wędrowni fryzjerzy, czyściciele uszu, sprzedawcy zupy jarzynowej i wydrwigrosze z małpkami, przebranymi za żołnierzy.<br>Dławiąc klakson, Terey z trudem rył sobie drogę w ciżbie, odsuwali się niechętnie, zaglądali natarczywie do wnętrza, stukali palcami po szybach. Otaczał ich gwar głosów zachwalających towary, stare garnki, druty, śrubki, porozkładane na gazetach. Każdy śmieć odrzucony w europejskiej dzielnicy bywał tutaj po trzykroć obejrzany. Wszystko się mogło przydać, jedne przedmioty sprzedawano, inne można było wymienić, jeśli kupującym brakowało i tych paru miedziaków. Bezdomne łaziki, gapie, kręcili się przy straganach, pośród rozłożonych rupieci, w nadziei, że