się w tym samym powolnym rytmie, którym przedtem rozedrgały się schody. Dziwnie było czuć wokoło siebie tę muzykę, a prócz niej, wśród mroku, dotyk tylu ciał, odór potu przemieszany z ostrym ziołowym zapachem, który choć dusił, nie był wcale aż tak nieprzyjemny... Ktoś trącił go w ramię. Anglik bez protestu zaciągnął się skrętem. Zioło było gorzkie, niedopieszczone słońcem. Może szklarniowe. Stąd też nie było widać nieba. Stąd, czyli skąd?<br>Przejęty nagłym odkryciem, zachłysnął się i przedwcześnie wypuścił z płuc błękitne cargo konopnego dymu. Już wiedział, skąd w szczerym polu wzięła się ta długa betonowa sala, żelbetowy sarkofag, w którym zalęgli się