więc bez słów, oglądając się czasem na dom. Ludzi nie widać, jakby wszystko zamarło w oczekiwaniu. Ale napięta uwaga wyławiała z tej ciszy zbliżający się stukot końskich kopyt, warkot ciężarówek. Już są! Zawróciliśmy do domu. <br> Chory, wzburzony Sieroża, z oczami błyszczącymi od gorączki wyszedł nam naprzeciw. Coraz silniej zaczynam odczuwać zaciskającą się pętlę. Sieroża i Pol usiedli, a ja zaczęłam zbierać porozrzucane rzeczy. Niech będzie porządek. Nikt nie uciekł. Dom zamieszkały i spokojny. Przerażona, drżąca niania pomaga mi sprzątać z tarasu dziecięce zabawki. Ciepło jak w lecie, wszystko zalane słońcem. <br> Niepewni, co nas czeka, nakłoniliśmy wreszcie Sierożę, mimo jego protestów, aby przeniósł