to się nie uniósł, nie naurągał tym zza okienka, tym etatom skwaszonym znanym skądinąd, z pracy w Ubezpieczalni. "Jak tu wszystkich zorganizować?" - o tym tylko pomyślał. Jego krzywda rozpływała się przecie w krzywdzie całej rzeszy bezrobotnych, którzy letnią porą szukali zarobku na wsi. "Poszedł do chama" - stwierdzono w urzędzie z zadowoleniem, skreślając z listy, skutkiem czego statystyka im się poprawiała każdej jesieni.<br>Losy ludzkie brane do kupy odmieniały rzeczy dobrze znane, opatrzone, miasto wyglądało zupełnie inaczej, nawet powietrze nad nim było jakby bardziej przepalone, z ostrzejszym zapachem kwasu, który i żelazo w końcu przeżera.<br>Był bez pracy, ale przy pieniądzach. Dwieście