widać. Dowódca, nieduży, czarniawy, bogato odziany, był stateczny w mowie i nad podziw grzeczny. Nycklar aż gębę rozdziawił, gdy usłyszał, że przeprasza się go za kłopot i niewygody tudzież upewnia, że nie będzie mu krzywdy. Ale nie dał się nabrać. Ci ludzie za bardzo przypominali mu Bonharta. <br> Skojarzenie okazało się zadziwiająco trafne. Właśnie Bonhart ich interesował. Nycklar mógł się tego spodziewać. Bo przecież to jego własny jęzor wpędził go w tę kabałę.<br> Wezwany, zaczął opowiadać. Upomniano go, by mówił prawdę, by nie ubarwiał. Upomniano grzecznie, ale surowo i dobitnie, a ten, który upominał, ten bogato odziany, cały czas bawił się okutą